Człowiek w żelaznej masce (film 1998) i Aramis · Zobacz więcej » Atos Athos Atos, właściwie Olivier hrabia de la Fère (ur. ok. 1599, zm. 1661) – jeden z bohaterów cyklu powieści Alexandre’a Dumasa-ojca: Trzej muszkieterowie, W dwadzieścia lat później, Wicehrabia de Bragelonne. Miasto 44 (2014) Cały film PL premium Przejmująca, wzruszająca, a zarazem brutalnie autentyczna historia! Thaddeus (RZA) powraca w wybuchowym kinie akcji, inspirowanym klasyką Kung-Fu. W XIX wieku, w chińskiej osadzie górniczej krnąbrny wieśniak łączy siły z tajemniczym przybyszem, by stawić czoło potężnemu Złu, ziemskiemu i To był 15 sierpnia, około jedenastej w nocy, gęste chmury, zapowiadające burza, opanowały niebo i osłaniał każdym świetle i perspektywa pod ich ciężkie fałdy. Krańcach drogi były nieznacznie oderwana od zagajnika, przez lżejsze cieniu nieprzezroczysty czarny, które po bliższym przyjrzeniu się widoczne w pośród ciemności. DiCaprio jest bardzo dobrym aktorem, w każdej roli jest co najmniej dobry. W tej sytuacji zrozumiałbym, gdyby zagrał w jakiejś produkcji klasy B, ale przecież Człowiek w żelaznej masce, to jedna z lepszych ekranizacji powieści z gatunku płaszcza i szpady. Gdzie obejrzeć Człowiek w Żelaznej Masce? Cały film z 1998 roku dostępny na zaluknij-pl.pl! Oglądaj już teraz! Pełna akcji i przygód opowieść o ponownym spotkaniu sławnych trzech muszkieterów i D'Artagnana, w której walczą Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd Nợ Xấu. Bez wyroku, bez tożsamości, bez policyjnych archiwów, niezauważany, pozbawiony wolności przez 34 lata, zdany na łaskę innych – człowiek przyodziany w maskę na twarzy, której praktycznie w ogóle nie zdejmował, część swojej odsiadki spędzał w forcie na Wyspie Świętej Małgorzaty. Fort Royal jest najsłynniejszą atrakcją turystyczną większej z wysp Leryńskich, przyciągający do siebie turystyczną gawiedź, potrafiący przenieść w przeszłość i zapoznać z bogatą historią tego regionu. Świetnie zachowany i regularnie pielęgnowany jest nieskazitelnym pomnikiem historycznym, doskonale ukazującym burzliwy okres 17 wieku. Samotność w forcie… Po relaksacyjnej chwili spędzonej na najokazalszej i najlepiej dostępnej plaży na wyspie udaliśmy się w kierunku fortu. Nie bardzo wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać, czym przywita nas ten zamknięty za pokaźnymi murami świat, widzieliśmy, co prawda fragmenty budynków i ich czerwone dachy, jednakże, co jest w środku było dla nas zagadką. Jedyne, co od razu się nasuwało na myśl, to to, że fort musiał być twierdzą trudną do zdobycia. Szczególnie od strony morza, gdzie oprócz ogromnych rozmiarów muru obronnego, wystrzeliwały z wody na wysokość 30 metrów pionowe niemalże klify. Bardzo rozsądny pomysł zakiełkował w głowach budowniczych tak, aby akurat w tym konkretnym miejscu stworzyć główną bazę mieszkalną na wyspie. Twierdza z całą pewnością stwarzała nie lada problemy, aby się z nią uporać, aby się do niej dostać, aby ją zdobyć. Choć jak pokazała historia zdarzyło się, że zmieniała swoich właścicieli. Niemniej jednak, ów urwiska i wysoki mur mogły dawać pokaźną gwarancję bezpieczeństwa i spokoju. Takowa błogość, stan, w którym czas najwyraźniej zwolnił swój bieg panuje na wyspie w czasach dzisiejszych. Jedynie jachty i łódki sennie snujące się po lazurowych wodach La Baie de Cannes, jedynie kursujący prom pasażerski cyklicznie dowożący tutaj turystów i garstka różnych pracowników kręcących się w rozmaitych obszarach wyspy powodowały, że cokolwiek się tam działo. Fort od strony morza KIEDY WYSPA ŚW. MAŁGORZATY ZNANA BYŁA JAKO ,,LERO’’ Antyczny gród znajdował się w najwyższym punkcie wyspy i jego naturalnym obrońcą były strome, skalne urwiska. Gród ów zamieszkiwano od 6 wieku p. n. e do 4 wieku n. e. Wyspa Lero w 2 wieku n. e. wydaje się być ściśle związana z cywilizacją Celtycko-Liguryjską, w czasie, gdy Rzym miał kontrolę nad wybrzeżem. Według starożytnych tekstów wyspa była znana z sanktuarium.. Podczas wykopalisk archeologicznych natrafiono na zagadkowe ślady, poświęcone bożkowi Leronowi – znalezisko to świadczy o istnieniu na wyspie tajemniczego miejsca kultu. Na początku 5 wieku, na sąsiednią wyspę dotarł pustelnik Św. Honorat i od tego momentu mniejsza z wysp dostała imię Lerina. Przyświecała mu idea, aby z dala od reszty świata znaleźć ustronne i spokojne miejsce na kontemplację i modlitwę. Jak pomyślał tak też zrobił – wzniesiony przez Św. Honorata klasztor, był pierwszym w chrześcijańskich czasach Galii. Lerina przemianowana została później na Wyspę Św. Honorata a Lero przybrała nazwę Św. Małgorzaty, która według legendy była siostrą Honorata. Historia wyspy aż do 17 wieku jest ściśle związana z historią klasztoru oraz z wydarzeniami, które wstrząsały tą częścią Morza Śródziemnego: najazdami Saracen, atakami piratów, Genueńczyków lub też korsarzy katalońskich. Przeszliśmy niecały kilometr zanim znaleźliśmy się przed głównym wejściem do fortu. Tak jak w innych częściach wyspy drogi były raczej gruntowe tak tutaj mieliśmy przyjemność korzystania z asfaltowej alejki. Mury obronne rzeczywiście okazały się być spore, co najmniej kilkumetrowe, troszeczkę podniszczone, ale ogólnie sprawiały wrażenie solidnych. Przed nimi ustawiono dwie pokaźne armaty – zapewne pamiętające niespokojne czasy sprzed 200 lat – były też skromne drzewka i całe mnóstwo kamyczków. Po króciutkiej pauzie, kupiliśmy wejściówki (3 euro za jednego) i weszliśmy na teren fortu… HISTORIA FORTU Wyspa św. Małgorzaty znajduje się na morskim szlaku, łączącym Włochy, region Prowansji we Francji oraz Hiszpanię. Fort Royal był zbudowany w pierwszej połowie 17 wieku i składał się z 3 bastionów wznoszących się od strony południowej. Podczas Wojny 30-letniej, która podzieliła Europę w 17 wieku, na 2 lata wyspę zajmują wojska Hiszpańskie – pod ich panowaniem poprawie ulega system obronny fortu. Po tym czasie wyspę, a wraz z nią również i fort, zdobywają Francuzi, kończąc tym samym okres władania niedawnych najeźdźców. Wszelakie sprawy związane z obronnymi funkcjami fortu wieńczy Sebastien Vauban – komisarz generalny fortyfikacji Francji za czasów Ludwika IV, – który odwiedza Fort Royal trzykrotnie, kończąc umocnienia. Funkcja militarna, do którego w drugiej połowie 17 wieku dodano również funkcję więzienia – trwała aż do 20 wieku. W 1927 roku fort został dodany do zabytków historycznych, z kolei swoją wojskową wartość utracił w 1944 roku, gdy został opuszczony. W 1993 roku został przejęty przez miasto Cannes i dziś bardzo chętnie wita turystów, zapraszając ich do swoich historycznych budowli. Tuż za główną bramą… Co się rzucało w oczy? Na początek, przynajmniej dla mnie katorga jazdy wózkiem po niemiłosiernie nierównym podjeździe. Rzecz kolejna – mnóstwo kamienia (budynki, podłoże, mury), z czasem wędrowania taka jakaś jedyna w swoim rodzaju swoista ,,suchość’’, a także spokój (chyba cała wyspa nim obecnie emanuje?). Rozsądną decyzję obraliśmy parę godzin wstecz, nie wchodząc tuż po przypłynięciu od razu do fortu – nie uniknęlibyśmy tłoku, to pewne a tak, po zostawieniu sobie tej atrakcji na koniec, byliśmy tam praktycznie sami. Przechadzaliśmy się pomału, bez zbędnego pośpiechu – tak jak to powinno w tego typu miejscach wyglądać – chociaż mieliśmy na to określony czas i należało się w nim zmieścić. Zaglądaliśmy w rozmaite zakamarki, wchodziliśmy w fortowe zaułki, przemieszczaliśmy się po ziemno-brukowanych wąskich i szerokich alejkach, z zaciekawieniem wkraczaliśmy do bram i odnajdywaliśmy w nich przydomowe, zamknięte podwórka. Wszystkie budynki w forcie miały fasady koloru żółto-brązowego bądź różowawego a wszystkie okna i okiennice pomalowano na zielono. Niektóre budowle odnowiono, większość jednak była odrapana, ale w żadnym wypadku niezaniedbana, miały one w tym swoim zniszczeniu urok i fajnie wpisywały się w całość tego miejsca. Dzisiaj w fortowych uliczkach nie ma już prawie nikogo… Do biletów dostaliśmy mapkę informacyjną. Można było przejść się wskazaną trasą wiodącą dokoła wałów i kończącą się w budynku więzienia i muzeum. Inna opcja zakładała wędrówkę poprzez ponumerowane i wskazane na mapie najważniejsze miejsca i budynki. Nie skorzystaliśmy ani z jednej ani z drugiej. Szliśmy po swojemu, tak trochę po omacku, staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej i chcieliśmy wyrobić sobie, jako taki pogląd tego fortu. Rzecz, którą zaobserwowaliśmy i która nas trochę zdziwiła był fakt, że do żadnego domu nie dało rady wejść. Dziwne, bo na tyle budowli i na tak dość spory obszar całości, powinna być taka możliwość. No chyba, że była, ale ją przeoczyliśmy. Na wyspie nie występują żadne źródła mineralne, tak, więc praktycznie od zawsze w forcie miewano problemy z wodą. Dzisiaj rozwiązane jest to łatwo i przyjemnie, bo woda pochodzi z lądu i dociera poprzez podwodny rurociąg. Starożytni Rzymianie i ludność w 17 wieku rurociągu jednak nie posiadali i niewątpliwie trudnością było stawienie czoła niedostatkom wody w momencie, gdy należało przetrzymać oblężenie twierdzy, wszystkich napoić czy też ugasić pożar. Studnia W centralnym punkcie fortu znajduje się prostokątny plac, który mógł służyć na rozmaite zbiórki bądź apele. Widzieliśmy go kilkukrotnie, przecinając różne uliczki aż w końcu do niego dotarliśmy. W okolicy bawiły się dzieci, z jednego z domów za nami dochodziły jakieś głosy, – co się okazało? W forcie organizuje się kolonie i obozy dla dzieci. Doprawdy nie można chyba sobie wymyślić bardziej oryginalnego miejsca na tego typu wakacyjne imprezy, choć z drugiej strony, oprócz małego sklepiku ze słodyczami, który znajdował się w południowej części prostokątnego placu, średniej jakości boiska do piłki, stołu do ping-ponga i koszów do koszykówki nie było tam praktycznie nic do roboty. A nie sądzę, że dzieciaki dzień w dzień inspirowały się historią tego miejsca i z wypiekami na twarzy wizytowały muzeum. Można wyjść poza mury fortu, ale wyspa jak to wyspa, jest ograniczona i oprócz kąpieli w morzu i ewentualnych zabaw w okolicznych laskach, nie wiele tam się dzieje. Patrząc oczywiście oczyma dziecka i mając perspektywę tygodnia bądź dwóch spędzania wakacji w takiej scenerii. Obszerny plac w środku fortu Od studni, która jest najdalej (oprócz więzienia i muzeum) wysuniętym obiektem w forcie do prostokątnego, brukowanego placu idzie się pomiędzy dwoma rzędami niewysokich, parterowych budynków. Były one zamieszkiwane przez żołnierzy, natomiast z dwóch narożnych, piętrowych domków korzystali podoficerowie i młodsi oficerowie. Dzisiaj koszar niestety zwiedzać nie wolno, służą one różnym grupom młodzieżowym bądź też członkom stowarzyszeń uczestniczących w rozmaitych kursach. Nieopodal głównego wejścia mamy kaplicę, którą wybudowano w połowie 17 wieku. Później dodano dzwonnicę mając na celu między innymi stworzenie dobrego punktu obserwacyjnego. Kapłan prowadził parafialny rejestr, z którego dowiadujemy się, że regularnie odprawiane były chrzciny, śluby oraz zgony. Dziś kaplica jest konserwowana i może być wykorzystywana do różnych obrzędów religijnych. Niedaleko kaplicy, idąc trochę bardziej na południe natrafiamy na magazyn materiałów wybuchowych. Przechowywano w nim proch do fortowych pistoletów i armat; ze względu na swoją funkcję musiał spełniać określone kryteria – należało uważać, aby nie dostał się tam ogień a jednocześnie trzeba było utrzymać proch suchym. Magazyn znajduje się w jednej z trzech południowych baszt i jest tak jakby wgłębiony w ziemię. Posiada system wentylacji, podłogę wykonano z drewna a jego grube sklepienie dowodzi, że musiał być częstym celem wrogich kul armatnich. Od strony klifów, gdy spojrzy się daleko przed siebie, za wody La Baie de Cannes, widać praktycznie w całej rozciągłości Cannes. Stojąc tak można powiedzieć, że mamy interesujący kontrast pomiędzy starym a nowym, bo z jednej strony otacza nas cały ten fortowy świat a z drugiej, niemal na wyciągnięcie ręki mamy nowoczesne miasto, jachty i teraźniejszość. Z wolna zbliżaliśmy się do ostatniego celu podczas całej tej fortowej przechadzki – nie zostało już nam zbyt wiele czasu a chcieliśmy zobaczyć, co kryją w sobie mury więzienia oraz muzeum. Ażeby do nich dojść, przechodzi się poprzez jeszcze jedno interesujące miejsce. Pomimo, że teraz – oprócz dość sporego obszaru porośniętego trawą – nie ma już tam praktycznie nic, to jednak w odległych czasach tętniło tam życie. W otwartym wykopie o wymiarach 30 x 5 metrów prowadzono wiele wykopalisk archeologicznych. Udało się odnaleźć małe uliczki oraz antyczne mieszkania, które pochodziły najprawdopodobniej z 1 wieku Natrafiono na imponujący, składający się z ośmiu półokrągłych przypór, mur, który poprzez swoją masywną konstrukcję mógł spełniać obronną rolę, – ale z drugiej strony nie jest powiedziane, że nie chodziło o przepych i bogactwo. Musee de la Mer Museum of the Sea usytuowane jest w samiusieńkim rogu twierdzy, w najbardziej uderzającym i efektownym miejscu w forcie, tuż nad przepaścią i morzem. Budynek widać, że odnowiony, tak jakby dobudowany, (choć oczywiście pewnie nie był), przylegał do części więziennej całej budowli. Zwane ,,Starym Zamkiem’’ , postawione w 17 wieku , muzeum stoi w najstarszej części fortu, zbudowane na pozostałościach z okresu rzymskiego i Średniowiecza. W celu zapewnienia obrony wyspie, która często była atakowana przez Saracan, w rogu budynku, w Średniowieczu została zbudowana wieża. W 1860 wzniesiono semafor, umożliwiający transmisję wiadomości telegraficznych. CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE ,,Człowiek w żelaznej masce’’ rozsławiony przez Waltera i Aleksandra Dumasa jest najsłynniejszym więźniem w historii. ,,To więzień, którego nazwiska nikt nie zna, którego twarzy nikt nie widział, tajemnica życia, cień, enigma…’’ – jak pisał swego czasu Victor Hugo, inspirując tym samym przyszłe pokolenia historyków i powieściopisarzy. Co do tego, kim była ta słynna sylwetka, nie ma żadnej pewności. Zostało zasugerowanych około 60 tożsamości – najbardziej z nich naciągana jest ta, że człowiekiem w żelaznej masce miał być brat bliźniak Ludwika XIV. Hipoteza ta, uważana dziś za szaloną, wciąż jest ulubionym tematem hollywoodzkich hitów. Jako, że Victoria ucięła sobie akurat drzemkę, a budzić jej nie mieliśmy za bardzo serca, toteż Ewelina została z nią na dworze, korzystając przy okazji z ciepełka spadającego z nieba, a ja ruszyłem do oglądania – później mieliśmy się wymienić. W środku za biurkiem siedziała kobieta, obładowana przeróżnymi broszurkami informacyjnymi, sprawdzała bilety, służyła pomocą i witała się ze wszystkimi. Był też kolejny pracownik, który spacerował po całości i pilnował, aby wszystko było jak należy. Miedzy innymi zwracał uwagę, żeby w części więziennej nie fotografować. Przywitawszy się i ogarnąwszy wzrokiem wszystko to, co znajdowało się w obszernej, parterowej sali, skierowałem się następnie tam, gdzie swego czasu przebywał ,,Man in the Iron Mask’’ – czyli do więzienia. 34 LATA POZBAWIENIA WOLNOŚCI Był więziony w twierdzy Pignerol przez 12 lat, począwszy od roku 1669; 6 lat w Exilles, 11 lat w forcie na Wyspie Św. Małgorzaty a następnie w 1698 roku został przewieziony do Bastylii w Paryżu, gdzie po pięciu latach w 1703 roku zmarł. Po śmierci jego rzeczy osobiste i legendarna maska (aksamitna lub ze skóry z metalowymi zawiasami) zostały spalone. Cela ,,Człowieka w żelaznej masce” Funkcja więzienna została dodana w forcie pod koniec 17 wieku. Każdy, kto stanowił zagrożenie dla monarchii, zostawał zsyłany na wyspę św. Małgorzaty. Na polecenie króla, ludzie byli więzieni bez wyroku, część więźniów osadzono na prośbę swoich rodzin. Dzisiaj żadnych przymusów już nie ma, każdy może sobie wejść i wyjść bez przeszkód, zobaczyć cele, poczuć namiastkę tego, co czuli kiedyś więźniowie. Nie wiem jak to wyglądało w 1780 roku, ale w 2012 napotkałem ciszę i spokój, praktycznie żadnych odgłosów, stuków czy szmerów – niewiele się działo i ktoś, kto nie potrafił uruchomić własnej wyobraźni, pewnie podczas odwiedzin i oględzin cel, nie odczułby nic. Samych pomieszczeń ubezwłasnowolnienia jest zaledwie kilka, tak jakby więzienie było elitarne, tylko dla wybranych. WSZECHPOTĘŻNY OPIEKUN WIĘZIENNY Opiekun więzienny Człowieka w żelaznej masce – Benigne Dauveigne de Saint-Mars – gubernator wszystkich twierdz, w których był więziony, prawdopodobnie rozpoczął mit tego nieznanego więźnia. Szczególne znaczenie miał dla Saint-Marsa moment, w którym dostał list od Louvoisa – genialnego ministra wojny w Królestwie Ludwika XIV – na temat tego sławnego później więźnia. Wiadomość ta dała mu poczucie dumy, że będzie miał pod opieką najsławniejszego więźnia w całej Francji. Listy więzienne Przechodziłem z jednego pomieszczenia do drugiego – wszystkie praktycznie identyczne, choć trzeba przyznać, że dosyć spore – więzień/więźniowie trochę przestrzeni mieli. Z drugiej strony bardzo ubogie, przynajmniej dzisiaj, bo pewnie kiedyś musiały tam stać jakieś łóżka, krzesła bądź stoły. Człowiek w żelaznej masce podobno narzekać nie mógł, bo akurat jego cela urządzona była ,,na bogato’’ i w dodatku wszystko miał dla siebie, ale inni? Sprawnie uporałem się z tą częścią budynku, strażnik zdążył mnie upomnieć, że robienie zdjęć nie jest mile widziane (swoją drogą ciekawe, dlaczego?) i po kilkunastu minutach przeszedłem przez salę informacyjną i podążyłem do muzeum. CELA CZŁOWIEKA W ŻELAZNEJ MASCE Uwięziony na wyspie Św. Małgorzaty, ,,Człowiek w żelaznej masce’’ mówił sam do siebie i nie ujawniał nikomu swojej twarzy. Jedyną osobą, przed którą zdejmował maskę był jego opiekun więzienny Saint-Mars. Jedyna szansa na wydostanie się z zamknięcia widniała w codziennych mszach odprawianych przed ołtarzem znajdującym się w korytarzu nieopodal drzwi swojej celi, z której ,,Man in the Iron Mask’’ chętnie korzystał. Jego cela, z której dziś nic już nie zostało, miała funkcjonalne meble, tapety, gobeliny i dywany. Więzienie wydawało się być wygodne, z płomieniami ognia figlarnie tańczącymi w kominku i całym tym powyższym sprzętem. Nie pozostało nic od ,,Człowieka w żelaznej masce’’, chyba, że zagadka jego tożsamości, która nigdy nie pozostanie w pełni odgadniona. Tutaj na szczęście nikt mi nie zabraniał wyciągania aparatu, więc mogłem sobie wszystko ładnie pięknie, tak jak mi się tylko podobało, fotografować. A było, co, trzeba przyznać. Z zewnątrz się nie zapowiadało, choć trochę wzrostu budynek muzeum miał, ale w środku do oglądania było mnóstwo rzeczy. Samych sal, korytarzy i schodów prowadzących napotkałem bez liku, wszystko na kilku piętrach, wzorcowo połączone a i ekspozycja została przejrzyście powystawiana. Przeważały naczynia, mnóstwo pięknych, bardzo dobrze zachowanych, pochodzących z czasów Rzymskich przedmiotów domowego użytku. Misternie zdobione talerze, różnych rozmiarów i kształtów amfory, niektóre ogromne, na co najmniej metr wysokości, w większości gliniane. Część przedmiotów udało się znaleźć w niemal nienaruszonym stanie, po innych pozostawiały tylko fragmenty, popękane części waz, kubków, bukłaczków czy donic. Znamienita większość, jeśli nie wszystkie, pamiętały czasy z, przed co najmniej 2 tysięcy lat. Wiekowa ekspozycja Wizytując najwyższe piętro dałem się złapać na krótką pogawędkę. Przyuważył mnie ów ochroniarz/pracownik muzeum, który okazał się całkiem w porządku gościem, co troszeczkę mnie zdziwiło po uprzednim zwracaniu mi uwagi, że nie wolno fotografować. Okazało się, że pochodzi z Marsylii, że interesuje go futbol, generalnie cała pogawędka toczyła się właśnie na tematy piłkarskie, oczywiście gadaliśmy w języku Szekspira, mój był troszeczkę lepszy :-), ale jakoś udawało nam się porozumieć. Po paru minutach ochroniarz dopadł kogoś innego a ja po cichu się oddaliłem i powolutku zacząłem kierować się w stronę wyjścia. Bardzo cenne znaleziska Wymieniłem się z małżonką, która poszła na szybką przechadzkę do środka a ja zostałem przy ciągle śpiącej córce. Do odpłynięcia promu mieliśmy jakieś 30 minut, czekając na Ewelinę spoglądałem do aparatu i zerkałem w stronę ludzi zbliżających się w kierunku muzeum. Nie była to jakoś przesadnie wielka grupa, ale okazało się, że znów mieliśmy dobrego czuja przychodząc tutaj akurat w tym konkretnym momencie. Preferuję raczej zwiedzanie indywidualne, ewentualnie w gronie tylko kilku osób i Museum de la Mer poczęstowało nas taką właśnie formą, dlatego też byłem ogromnie usatysfakcjonowany, gdy zakończyliśmy wizytę w Fort Royal. Stateczek przypłynął o czasie, kończyła się nasza wizyta na wyspie św. Małgorzaty i choć mówiliśmy sobie, że może uda nam się jeszcze tam zawitać, to w gruncie rzeczy wiedzieliśmy, że nasza noga już tam podczas canienskich wakacji raczej nie postanie. Pomalutku płynęliśmy w stronę Cannes, na początku nieśpiesznie, później o parę węzłów szybciej i przypatrywaliśmy się oddalającym się brzegom największej z Wysp Leryńskich. Troszeczkę podmęczeni, ale szczęśliwi. Pierwsza część trzeciego dnia w Cannes została należycie zagospodarowana, miło i aktywnie spędzona, na świeżym powietrzu, wśród drzew i krzewów, w wodzie, z historią w tle. Nie ulega wątpliwości, że w roku 1669 do francuskiego więzienia na wyspie Świętej Małgorzaty trafił tajemniczy skazaniec o nieznanej tożsamości. Źródła podają, że więzień nazywał się Eustachy Dauger, jednak historycy nie są zgodni, czy było to jego prawdziwe nazwisko. Pewnym jest, że został objęty specjalnym nadzorem, a pilnować go mógł jedynie jeden strażnik: Bénigne Dauvergne de Saint-Mars. Ta wyjątkowa okoliczność, a także oczywiście fakt, że tożsamość mężczyzny skrywana była za osłoną z żelaza, pozwoliły pobudzić wyobraźnię badaczy i historyków. Już wówczas pojawiło się setki teorii, hipotez i domysłów. Historie te dodatkowo znalazły swoje ujście i spopularyzowały się w sztuce: od powieści Aleksandra Dumasa „Wicehrabia de Bragelonne” po adaptację filmową „Człowiek w żelaznej masce” z 1998 roku. Zarówno w filmie jak i książce tożsamość tajemniczego mężczyzny okazuje się należeć do brata bliźniaka panującego w tamtym okresie Ludwika XIV. Wolter - który także interesował się tą sprawą - również był podobnego zdania, choć w jego mniemaniu mężczyzna nie był bliźniakiem, a jedynie bratem z nieprawego łoża. Skazując go na taki los, król być może chciał uniknąć pomówień i obrazy rodziny. Inna teoria głosi, że za maską skryty był prawdziwy, biologiczny ojciec Ludwika XIV. Nie jest tajemnicą, że Ludwik XIII oraz Anna Austriaczka bardzo długo starali się o dziecko; wydaje się więc prawdopodobnym, że w celu utrzymania rodu skorzystano z usług „surogata”, którego ostatecznie należało „uciszyć” i pozbawić tożsamości, by nikt nigdy nie dowiedział się o tym fakcie. Najnowsze badania, przeprowadzone przez historyka prof. Paula Sonnino, zabierają jednak trochę tajemniczości tej sprawie i sprowadzają ją na bardziej konkretne tory. Soninno uważa, że odpowiedź na to pytanie nigdy nie była zwyczajnie prosta i dlatego niepotrzebnie takiej szukano; była skomplikowana, zagmatwana i nieoczywista, i przez to tak trudna do odkrycia. Według Sonnino więzień w istocie nazywał się Eustache Dauger, a rzekoma maska wcale nie była wykonana z żelaza, a tkaniny. Dauger był kamerdynerem, choć nie wiadomo czyim i dlaczego został skazany. Może mieć to związek z wszelakimi dworskimi intrygami i spiskami; Dauger w źródłach historycznych zapisany jest jako jeden z uczestników afery trucicielskiej, podczas której o uprawianie magii i trucie oskarżono paręset ludzi z bliskiego otoczenia Ludwika XIV. Być może Dauger powiedział coś za dużo i został za to ukarany? Niezależnie jednak od tego jakich odpowiedzi udziela współczesna nauka i najnowsze badania, człowiek w żelaznej masce pozostanie jedną z największych tajemnic historii. Jedynymi osobami, które ujrzały twarz tego nieszczęśnika byli ludzie wchodzący w skład komisji sędziowskiej. Niestety, wszyscy oni niedługo potem zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, zostawiając przyszłe pokolenia z zagadką, która prawdopodobnie nigdy nie zostanie rozwiązana. Źródło: {"type":"film","id":31,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Cz%C5%82owiek+w+%C5%BCelaznej+masce-1998-31/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Człowiek w żelaznej masce 2022-04-16 11:42:07 ocenił(a) ten film na: 10 Dla mnie rola Ludwika i Filipa jest jedną z ulubionych kreacji DiCaprio,a film "człowiek w żelaznej masce" to mój ulubiony film kostiumowy i mam gdzieś opinie krytyków ...dzisiaj po latach obejrzałam ten film i z całą szczerością daję temu filmowi 10/10. jag0da Przecież to się po latach okazało, że ,,maliny,, na garbie Leo się tylko wybily - i znaleźli sobie wtedy czas aby to osiągnąć obrzydliwcy jedni, którzy powinni być dawno zdelegalizowani. Leomania po premierze "Titanica" rozbiła wszystkie pulsometry, nadszedł moment przejściowy dla Leo (z tym talentem: albo wielki aktor, albo bozyszcz grający w syfach dla gowniakow - na szczęście i swoją chwałę wybrał pierwszą opcję). A sama rola w dla mnie również najlepszym filmie kostiumowym ever, bajecznie dobra, jak wszystkie tego wirtuoza aktorstwa. {"type":"film","id":31,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Cz%C5%82owiek+w+%C5%BCelaznej+masce-1998-31/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Człowiek w żelaznej masce 2011-04-23 19:30:51 Di Caprio zagrał tu rewelacyjnie dwie skrajne role. Pokazał że jest świetnym aktorem.. harnas_30 tak samo uważam , ta złota malina to koszmar ;// KingaZy Ale przeważnie zawsze jest tak że jak jest dobry film to dostaje złotą się parę razy tak spotkałam. lucyna63 Nie tylko Ty tak oglądałam kilka razy i mi się nie znudził. Aktorzy zagrali świetnie a Malina jest niesłusznie przyznana. crist333 To dobrze że ktoś się ze mną zgadza. crist333 Ja się przyłączam! KingaZy Powiem tak - z reguły tak jest, że kiedy film jest słaby to obrywa się często aktorowi. Tak było w przypadku Sandry Bullock i "Wszystko o Stevenie" - film przeraźliwie przeraźliwy wręcz, ale sama Sandra źle nie wypadła - moim zdaniem nawet podnosiła ocenę tego filmu (z 1/10 na 2/10 ;) ). Ale oberwało się jej, bo film ogólnie beznadziejny - w tym samym roku dostała zresztą Oscara za rolę w "The Blind Side", czyli udowodniła, że jest dobrą aktorką. Ale ma kobieta poczucie humoru i dystans do siebie, bo poszła i osobiście odebrała tę "nagrodę" - to samo zrobiła zresztą Halle Berry - przy tej Malinie również było sporo kontrowersji, ale tutaj się nie wypowiadam, bo filmu nie widziałam. Swoją drogą Bullock to chyba jedyny przypadek, żeby aktor/ka dostawał/a tego samego roku nagrodę skrajnie od siebie odmienną. Nie chciałabym być tutaj jednak źle zrozumiana, bo mnie ten film również się podobał i wg mnie był to jeden z lepszych filmów - chociaż Leo do końca mnie nie porwał, widziałam lepsze jego rolę - mimo to nie zasłużył na pewno aż na złotą malinę. To jest chyba jedyny przypadek, w którym nie potrafię logicznie uzasadnić przyznania takiej nagrody (która często bywa niesprawiedliwa, ale jednak podstawy logiki do przyznania tam jednak są). Może przyczepiono się do tego, że DiCaprio nie do końca udźwignął swoją rolę i nie do końca był przekonujący? Po tym filmie spodziewałam się jednak dużo więcej i DiCaprio też do końca mnie nie przekonał - może tym tropem poszli ludzie przyznający nagrodę? Nie wiem, nie mnie oceniać. Wg mnie dobry film, z niezłym aktorstwem - ale mogło być lepiej i w sumie reklamowany był jako dużo lepszy - więcej się spodziewałam (i znowu - może ci od złotej maliny także?). Monaco_filmweb Ja i tak nigdy nie widziałam większej rozbieżności w nagrodach jak przy "The bodyguard". Jeden z aktorów dostał przez niego nominację do najgorszej roli i najlepszej jednocześnie. Dlatego mnie już nic nie zdziwi. KingaZy Popieram! harnas_30 Są filmy gdzie DiCaprio zagrał lepiej niż tu, ale tu też spisał się przyzwoicie i nie powinien dostać za ten film złotej maliny. agawa87 te maliny ogólnie są dziwne - np. nominacja dla najgorszego reżysera Briana de Palmy za Człowiek z blizną :] Vangelis7 Owszem. Części filmów/ aktorów faktycznie się należą, ale niektóre są przyznawane zupełnie bez sensu. agawa87 wg mnie głównie powinni wynagradzać tymi nagrodami sage zmierzch :P Vangelis7 No wiesz Saga Zmierzch jeszcze nie jest najgorszy. lucyna63 no dla mnie to jedne z najtragiczniej zagranych i stworzonych filmów :) Eris_3 ocenił(a) ten film na: 6 Vangelis7 Na pewno nie zasłużył na takie nagrody, również nie rozumiem złotej maliny u Człowieka w żelaznej mnie się podopał DiCaprio dobrze zagrał zresztą tak samo jak reszta obsady Eris_3 rowniez uwazam ze leo wypadl tu przyzwoicie. dobrze zagral rozpieszczonego panicza i jego przeciwnosc czlowieka szlachetnego itp. dobrze ukazal roznice w sposobie bycia, zachowania miedzy 2 postaciami. aktorsko kazdy z glownej 5tki bohaterow wypada calkiem niezle. Vangelis7 Jest jescze kilka takich kwiatków np.: nominacja dla Kubricka za "Lśnienie". harnas_30 tak DiCaprio to jest naprawdę świetny aktor... użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 7 Agusiaaa1119 zgadzam się i uważam, że wykazał się grając dwie tak skrajne role. nie wiem czemu przyznali mu złotą malinę. biteek ocenił(a) ten film na: 8 też tego nie rozumiem. ale tak samo przyznali złotą maline np Bruceowi Willisowi za Armageddon (przepraszam za złą odmiane). Przed obejrzeniem ,,Człowieka w żelaznej masce'' myślałem że może faktycznie jakos niezbyt dobrze zagrał skoro tą maline dostał. Ale teraz mnie ta ,,nagroda'' dziwi. Oscarowa rola to na pewno nie była ale bardzo dobra biteek No też się tutaj zgadzam, Bruce w tym filmie może i nie zagrał źle, tylko po prostu film sam w sobie był kiepski. Jedyne za co warto czasem ten film przebiedować, to "I Don't Wanna Miss A Thing". harnas_30 nikt nie zrozumie tych co rozdają te nagrody... vrubson A ja myślę że te całe złote maliny to taki nasz “pudelek”. Poplotkować o gwiazdach, kto jaką miał kreację jaką fryzurę itp. Aż się nie dobrze robi. Co do Leonarda to po latach się do niego przekonałem, świetnie dobiera role, nie gra w byle czym, byle dla kasy i za to szacun. harnas_30 ja też nie rozumiem skąt ;] Private_Witt też nie bardzo, boże ze skątowni ;] harnas_30 chrzanić maliny, przyznawać własne nagrody. Tu akurat proponuję złotego bliźniaka :O Kadente "złotego bliźniaka". GENIALNEXD WhiteDemon A, dziękuję :) harnas_30 Leonardo jest moim ulubionym aktorem, jednym z kilku dla ścisłości. Ale powiem szczerze, że przekonał mnie do siebie dopiero w późniejszych Jego filmach. Gdybym miał wymienić Jego najgorszą rolę? Wymieniłbym właśnie tą w "Człowieku w żelaznej masce" i to nie dlatego bynajmniej, że dostał jakąś tam złotą malinę czy wisienkę :) Nie ma co sobie przybierać tych nagród pozytywnych czy negatywnych, bo jeszcze się taki nie narodził coby się z wszystkimi werdyktami zgodził, prawda czy nie? No! I tak u mnie ma 10/10 bo aktorem jest pierwszorzędnym, ale dla mnie to rzeczywiście jest Jego najgorszy występ - każdemu się zdarzy. Moim zdaniem nie wykorzystał w pełni potencjału granych przez siebie postaci, nie "zsynchronizował" ich odpowiednio. Z reguły tak jest, że jak się komuś film spodobał to i aktorów w tym filmie wychwala pod niebiosa, a jak się nie spodobał to nagle widzi szereg uchybień, hihi :) Często też ludzie oceniają grę aktorską przez pryzmat roli jaką ma do odegrania - im bardziej intrygująca, efektowna i "jajcarska", tym szanse na stwierdzenie że super ktoś zagrał rosną. Przykład? Samuel Jackson w Django, a to rola była genialna i napisana "pod niego", a wykonanie takie jakie zrobiliby też inni, gdyby tylko tą rolę "podrasowali" także pod nich.. I odwrotnie, gdy rola jest dość nieciekawa, irytująca czy nużąca - to i gra tego aktora przez taki pryzmat tejże roli będzie postrzegana. A przecież nie do końca o to chodzi w sztuce aktorskiej .No i nie zapominajmy, że obok scenarzysty jest też nadzorujący wszystko, także przecież i grę aktorów - reżyser, który tez nawet najlepszą rolę do odegrania może zepsuć swoją "chorą wizją" i nietrafionymi wskazówkami. Na cały film i jego odbiór przez widza, składa się długi szereg czynników i wielu pracujących ludzi. Zdjęcia, montaż, ścieżka dźwiękowa itd. Rzeczy o których podczas filmu zupełnie nie myślimy raczej zapisują się wtedy w naszej podświadomości, a często mające decydujący wpływ na naszą końcową ocenę filmu. Gra poszczególnego aktora to tylko jeden mały trybik w tej całej filmowej maszynie :))) Pozdrawiam wszystkich! oli008 ocenił(a) ten film na: 10 Walsh75 Ja też nie rozumiem, oglądałam ten film wiele razy i DiCaprio zagrał w nim naprawdę świetnie, dobrze oddzielił dobrego i złego brata. Ale te złote maliny to takie nagrody dla jaj. Zmierzch przed świtem 2 zgarnął ich wiele nie wiadomo dlaczego..ale to niejedyny przypadek harnas_30 Od dawna nie interesuję się Oskarami ani Złotymi Malinami. Bardzo lubiłę DiCaprio jako aktora za jego wcześniejsze role, np. "Co gryzie Gilberta Grape'a" czy w "Całkowitym zaćmieniu". Potem zagrał w "Titanicu" i uważam, że w tym i kilku następnych filmach zagrał słabo. Rola Ludwika XIV była co najwyżej średnia. Wielkie brawa należą się muszkieterom. Oni uratowali ten film, a sam Leonardo w ogóle nie zrobił na mnie wrażenia w tym filmie. Swój talent pokazał ponownie w "Złap mnie, jeśli potrafisz" i od tamtego czasu znowu jest na szczycie. Nie chodzi mi o szczyt sławy, tylko jego talent. ZoLT_2 ocenił(a) ten film na: 7 harnas_30 Też nie widzę żadnych merytorycznych powodów dla tej Maliny. Może odmówił sexu przewodniczącej (albo przewodniczącemu) malinowemu jury :) harnas_30 Ja tez uważam, że tutaj nie było specjalnie powodów do Maliny. Walsh, jesli miałabym wskazać najgorszą rolę Leo, to bym wymieniła Jacka Dawsona (przy czym nie bardzo było tam co grać, bo sama rola średnio interesująca) oraz Amsterdama Vallona. Ale nie Ludwika/Filipa, co to - to nie. Nawet jeśli ktoś uważa, ze to najsłabsza rola w całym filmie (nie zgodzę sie, ale de gustibus...itp), to na litość, nie jest to przecież powód do obrzucania malinami ;). Przecież w roku 1998 bylo o wiele gorszych ról w o wiele gorszych filmach, jak choćby w smętnym "Psycholu" (tam wszyscy, na czele z Julianne Moore, powinni dostać po słoiku malinowego dżemu). Może malinowcy generalnie chcieli owocka dać całości, bo taki epic movie i wielki szoł, ale jakoś się awersja skrupila na DiCaprio? Jesli komuś bym tu miała w ogóle dać Malinę, to ukochanej Raoula. Była tak smętna, że zapomniałam jej imienia. użytkownik usunięty Szarobure Film nie porywa, nie zaskakuje, Leo też nie zagrał jakoś rewelacyjnie, ale... Bardzo lubię powieści i filmy historyczne, także te typowe z serii "miecza i szpady", tylko że zawsze miałam jakąś niczym nieuzasadnioną awersję do opowieści o trzech muszkieterach. Dlaczego - naprawdę dla mnie samej pozostanie na zawsze zagadką. Ale ten film - o dziwo - lubię. Może za obsadę, może za parę scen, może za całokształt. Ale chyba za to, iż zebrali tu do kupy kilku mich ulubionych aktorów ( Irons, Malkovich, Byrne ) Nie mogę też się przyczepić dość wiarygodnej gry Anny Parillaud jako nieszczęśliwej królowej, i spodobała mi się postać porucznika Andre, naprawdę nieźle zagrana przez Edwarda Attertona. Ale popieram wcześniejszą uwagę - Christine jest mdła :) Ogólnie jest to kawałek niezłego filmu przygodowego - wcisnęli parę przesłanek na temat dobra i zła, jest parę scenek "pod uśmiech", trzej muszkieterowie naprawdę dobrze dobrani, scenerie niezłe. Dlaczego Malina? Tego nikt nigdy nie wie, czemu film okrzyczany wszędzie i przez wszystkich jako badziewie, na poparcie robi klapę finansową, i jet OK. A film, który od początku miał być rozrywką, jest "beee" tylko dlatego, iż przypadkiem nie wyszedł z tego majstersztyk najwyższych lotów. Ot, oni niechaj oceniają sobie, a my sobie. Faktem natomiast jest, iż wielokrotnie do oglądnięcia filmu przez laika nie zmusi go Oskar, ale obejrzy, bo chce wiedzieć, za co Malina :)) Tak w ogóle podejrzewam, ze do obejrzenia filmu nie da się nikogo zmusić :).A po obejrzeniu najnowszych muszkieterów, z matriksem i sterowcem, komitet przyznający tamtą Malinę musi czuć podświadome wyrzuty sumienia....Co do muszkieterów, czy widziałaś film z lat 70? Jesli nie, to porównaj sobie, moze ta wersja bardziej CI się spodoba, jest lzejsza i zabawniejsza. A może książka? ;) użytkownik usunięty Szarobure Ale o tym pisałam wcześniej! NIE CIERPIĘ tematu o trzech muszkieterach. I jest to jedyny temat, którego nie trawię w filmie, i, co dziwniejsze, w książce. Tylko ten film mi jakoś "podszedł". Oglądam sporo, czytam jeszcze więcej, ale do tego tematu zawsze musiałam się zmuszać... Cóz, nie namawiam więc :). W zasadzie każdy ma jakiś temat, który wywołuje u niego wysypkę. użytkownik usunięty Szarobure Cała obsada była rewelacyjna nie rozumiem maliny, Gabriel Byrne!, Irons!, Malcovich najsłabiej wypadł De Pardieu ale nawet on nie dał tu Caprio zagrał bardzo prawidłowo w swoim stylu. Szarobure Ludzie, powiedzcie mi dlaczego aż trzykrotnie odtwórcą roli Aramisa w ekranizacjach muszkieterów był pederastą? Mój komentarz nie ma na celu wdawać się w ideologiczne kłótnie na temat LGBT. Chcę tylko zwrócić uwagę na tą dziwną przypadłość muszkietera Aramisa. Gdyby jeden z muszkieterów był homoseksualistą (mówię oczywiście o aktorach) nawet w każdej ekranizacji, to można powiedzieć że to tylko przypadek. Ale aż trzykrotnie trafiło na nieszczęsnego Aramisa??? harnas_30 Zgadzam się w 100 procentach! harnas_30 Chcieli sie ogrzać w blasku sław aktorskich które tu grały ci idioci od malin

człowiek w żelaznej masce cały film